Struss 140 Test wzmacniacza

Struss 140 Test wzmacniacza

Tym razem podzielę się moimi wrażeniami z odsłuchu wzmacniacza Struss 140 S.
 

Każdy, kto interesuje się sztuką audio z zakresu niedrogich, a nieźle brzmiących urządzeń, z pewnością o firmie Struss słyszał. Niektórzy być może nawet jej produkty widzieli, ale większość jednak nie miała możliwości ich posłuchania.

Wiele osób, z którymi rozmawiałem na przestrzeni ostatnich ponad 20-tu lat, często przytaczali nazwę Struss 140. Jednakże niemal zawsze bywały to opinie zasłyszane lub wyczytane.

Ja również wiele o tych wzmacniaczach słyszałem i kiedyś sporo czytałem, jednakże dotąd nie miałem możliwości żadnego słuchać.

Tym bardziej skwapliwie skorzystałem z okazji. Po naprawie w naszym serwisie, wzmacniacz został mi przekazany na wygrzewanie oraz ostateczne próby sprawności.

Struss to firma polska, mająca swoją siedzibę tuż pod Warszawą. Człowiek, który ją założył rozpoczął swoje działania mające na celu produkowanie dobrych a jednocześnie niezbyt kosztownych wzmacniaczy, jeszcze w latach osiemdziesiątych.
 

Wzmacniacz Struss 140 jest konstrukcją, która sumowała dotychczasowe doświadczenia twórcy i została zaprezentowana ok roku 1996, a w 1997 była już dostępna w wielu salonach audio. Kosztując mniej niż 2500zł, od początku budziła ciekawość słuchaczy. Tyle, że na ciekawości się nie skończyło. Błyskawicznie rozeszła się wieść, że ten „krajowy” wzmacniacz gra niezwykle dokładnym dźwiękiem, takim jakiego zazwyczaj oczekujemy od urządzeń dwu, a nawet trzykrotnie droższych.

I nie tylko opinie „szeregowych” miłośników muzyki, ale także wytrawnych audiofili, zdawały się potwierdzać wyjątkowość tego klocka.

Stosunkowo szybko w periodykach typu Audio, czy HiFI i Muzyka, przeprowadzono testy odsłuchowe, które również były bardzo pochlebne.

A teraz ja mogłem osobiście, i jak najbardziej subiektywnie ocenić dźwięk legendarnego sprzętu.

Wygląd

Struss 140 jest urządzeniem nietuzinkowym jeśli chodzi o design. Należy pamiętać kiedy powstał i kiedy trafił do sprzedaży. Wtedy jego wygląd budził jeszcze większe emocje.

Jest elegancki. I chociaż wielu ludziom nigdy ten look się nie podobał, należy mu przyznać, że już wtedy (w początkowym okresie sprzedaży) wyróżniał się na tle konkurencji. I to wyróżniał pozytywnie.

Obudowa jest całkiem spora i bardzo dokładnie zmontowana. Boki wykonano z solidnego drewna, dokładnie lakierowanego na czarny matowy kolor.

W tym wzmacniaczu jednak najbardziej przykuwa uwagę front panel. Zrobiony z metalu wypolerowanego jak lustro. Znajdują się na nim czarne, matowe przełączniki zasilania i monitora, oraz dwa pokrętła niewielkich rozmiarów, wykonane z plastiku. Oba pokrętła mają dokładnie ten sam kolor co przełączniki. Ich praca do złudzenia przypomina mi tą którą znam z moich MF E1 i E11. Ponadto, dokładnie na środku front panelu, rozmieszczone w osi pionowej, zainstalowano błękitno świecące diody informujące o wyborze źródeł, oraz zasilania.

Cały ten frontowy design naprawdę robi pozytywne wrażenie. Z tyłu znajdujemy gniazdo przewodu zasilającego, 5 gniazd CINCH (w tym jedno Phono) oraz dobrej klasy zaciski głośnikowe przystosowane do Bi-Wiringu.

Całość jest imponująca, wziąwszy pod uwagę detaliczną cenę klocka.

Do odsłuchu posłużyły

Struss 140 S  (wzmacniacz)

Marantz CD 67mkII OSE  (odtwarzacz CD)

Arcus TM66 (średnie monitory)

Bose 301 Hi Fi Video Monitor II  (średnie monitory)

KS LOGA C60  (duże monitory)

Johnny Cash „Greatest Hits”  (płyta CD)

Pink Floyd „Wish you were here”  (płyta CD)

U2  „The Joshua Tree”  (płyta CD)

Brzmienie

WYRAŹNY. Jest to słowo, które od samego początku, aż do końca odsłuchu, narzucało mi się jako kluczowe w brzmieniu tego wzmacniacza. Bo rzeczywiście już dawno, o ile w ogóle, nie słyszałem urządzenia, które by grało aż tak wyraźnie.

I wcale nie odniosłem wrażenia, że efekt został uzyskany poprzez nadmierną ekspozycję wysokich tonów. Owszem są one wysokie, ale wcale nie wyższe niż w większości konstrukcji z podobnego pułapu cenowego. Natomiast wydaje mi się, że są one w jakiś sposób lepiej poukładane niż u konkurencji. Wybrzmiewają śmiało i detalicznie. Oczywiście jeśli włączy się jakąś nazbyt jasno zrealizowana płytę, to będzie to słychać i ilość góry może nieco dokuczać, ale w zdecydowanej większości przypadków, moim zdaniem, ilość i jakość wysokich tonów może być traktowana jako główny atut tego Strussa.

Średnica też jest niesamowicie poukładana. Słychać każdy instrument z osobna. I to nawet na płycie „The Joshua Tree”, która nigdy nie należała do przejrzystych realizacji. A szkoda, bo to naprawdę świetna płyta, bardzo dobrego zespołu. Bodaj ostatnia na takim poziomie artystycznym.

Nagrania Johnnyego Casha w wersji z różnych wydań Greatest Hits zazwyczaj są zremasterowane  w taki sposób, żeby uwypuklić nie tylko głos mistrza, ale także wszystkie gitary, przeszkadzajki i różne drobne dźwięko-szczególiki. Natomiast bas jest nieco wycofany.

I tak właśnie przedstawił to testowany wzmacniacz. Bardzo dosłownie, bardzo wyraźnie, bez żadnej próby upiększania czy osładzania.

Pink Floyd  „Wish you were here” genialnie brzmiał kiedyś na płytach analogowych. Na nośniku CD nigdy nie słyszałem tamtej przestrzeni i szczegółowości sprzed lat. A posiadam tą płytę CD zarówno ze zwykłej edycji, jak i w wersji po remasteringu. Obie grają raczej ciemnawo.

A tu mała niespodzianka. Struss jest na tyle wyraźny, że zaprezentował ten materiał w sposób bardziej niż zadowalający.

Bas w tym urządzeniu jest sprężysty i krótki. Gdzieś czytałem, że bywa potężny. W trakcie dzisiejszego słuchania, niczego takiego nie zauważyłem. Nawet na dużych kolumnach Elac CL142, które lubią generować sporo basu, nie usłyszałem tej „potęgi”.

Co prawda wspomniane Elaki w samym odsłuchu na potrzeby artykułu nie były używane, ale na moment je podłączyłem. Ot tak z ciekawości.

Wygląda na to, że Struss nie tylko dobrze kontroluje najniższy zakres, ale chyba także go nieznacznie ogranicza. I o ile, podkreślana przez mnie kilkakrotnie ta niebywała wyraźność dźwięku była efektem ściśle zamierzonym przez konstruktora, to ten nieco szczuplejszy bas jest konsekwencją idei. Gdyby był mocniejszy i tłustszy, to wpływałby w mniejszy, lub większy sposób na wszystkie pasma. A wtedy urządzenie przestałoby być tak bardzo selektywne. Coś za coś.

Konkluzja

Osobiście bardzo lubię wzmacniacze grające śmiało i wyraźnie. Jeżeli tylko trzymają się ogólnie pojmowanej naturalności dźwięku. Nie lubię ultra-ciemnych i nazbyt „kluchowatych”, ociężałych klocków. Na szczęście Struss 140 w żaden sposób kluchowaty nie jest. Jest rześki, wyraźny, szczegółowy, ale kosztem basu, którego jest mniej niż oczekiwałem.

Dobierając do niego głośniki, trzeba zachować daleko idącą ostrożność. Podłączenie zbyt jasnych, może spowodować przysłowiowe krwawienie z uszu. Nazbyt przyciemnione, z kolei nie przekażą tej wyrazistości i szczegółowości dla jakiej chyba ten wzmacniacz został stworzony.

Trzeba szukać naprawdę neutralnych kolumn. Mogą być takie, w których bas jest dosyć solidny, średnica dominująca, a soprany minimalnie wycofane. Z takim zestawem ten wzmacniacz, moim zdaniem, zagra najlepiej.

Z głośników, których używałem do tego odsłuchu, chyba najbardziej podobały mi się Bose i Arcusy. Bose zagrały wyraźniej i chyba nieco bardziej detalicznie. Arcusy były trochę zanadto przygaszone. KS LOGA wydały mi się zbyt rozjaśnione i chociaż genialnie grają z ciepło brzmiącymi wzmacniaczami, to teraz tych wysokich dźwięków było jednak za dużo.

Krew z uszu nie poleciała, ale jednak wielogodzinne słuchanie na Logach mogłoby się okazać męczące.

Marek „Maro” Kulesza

Tym razem podzielę się moimi wrażeniami z odsłuchu wzmacniacza Struss 140 S.

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…