NAD 3020 Series 20 – Test wzmacniacza

NAD 3020

Gratka. Tylko tak można określić okazje jakie czasem się trafiają.

Taką gratkę do wygrzania i odsłuchania mam właśnie przed sobą.

NAD 3020, to legenda z rodzaju tych, o których wiele ludzi słyszało, czytało, ale nie miało szansy posłuchania. Wzmacniacz jest bardzo poszukiwany na rynku wtórnym, ale ogłoszenia o sprzedaży takiej perełki zdarzają się niezwykle rzadko. Jeżeli ktoś nie siedzi dzień w dzień, z nosem pogrążonym w śledzeniu ogłoszeń zamieszczanych na portalach aukcyjnych, to nawet nie ma szansy się zorientować, że takie ogłoszenie przez chwilę było widoczne. Na ogół NAD 3020 znika z portalu jeszcze tego samego dnia, a często nawet po 1-2 godzinach od momentu zamieszczenia.

Żadna licytacja nie jest tu potrzebna. Zainteresowani dzwonią do sprzedającego, pytają jaka kwota satysfakcjonuje dotychczasowego właściciela, i już jest po sprawie.

Bohater dzisiejszego testu to wersja Series 20, powstała w 1979 roku.

Wygląd:

Design wzmacniacza jest typowy dla wszystkich produktów NAD od niepamiętnych czasów.

Klasycznie szary, ale z lekkim ciemno-zielonym odcieniem, front panel wyposażono w czarne pokrętła i przyciski. Również włącznik sieciowy nie dość, że jest kwadratowy, to również czarny (idea zielonego przycisku jeszcze wtedy nie weszła w życie). Oprócz niego widzimy cztery przyciski wyboru źródeł, dwa przyciski dodatkowych funkcji: loudness i audio muting, potencjometr siły głosu i gniazdo słuchawkowe typu Jack. Jak na wzmacniacz, który od samego początku był przeznaczony dla audiofili, to naprawdę dużo.

Do odsłuchu używałem:

NAD 3020  (wzmacniacz)

Marantz CD67mkII OSE  (odtwarzacz CD)

KS W.Kucke Loga C 60   (monitory)

Elac CL142    (duże kolumny podłogowe)

U2 „Joshua Tree”  (płyta CD)

Led Zeppelin „II”  (płyta CD)

Johnny Cash „Greatest Hits”  (płyta CD)

Brzmienie:

Obcować z legendą. Zmierzyć się z nią. Doświadczenie jakiego wielu naszych czytelników, być może nigdy nie będzie miało okazji przeprowadzić.

Lubię czasem dopatrzyć się, a właściwie dosłuchać jakichś „rys” na pomniku chwały urządzeń otoczonych prawdziwym kultem wśród audiofilskiej braci.

Tym razem również postanowiłem nie odpuszczać. Przyczepić się do czegoś, przyłapać ten wzmacniacz na jakimś „kłamstwie”. Uważam, że niektóre legendy zdecydowanie trzeba by już „odbrązowić”.

Usiadłem wygodnie i rozpocząłem swoją sesję odsłuchową. Przyjąłem postawę krytyka-sceptyka.

I co? I nic.

Z głośnikami Kucke, było wyraźnie, dynamicznie, bardzo przejrzyście, z przyjemnym lekko zaokrąglonym basem, który jednak nawet na moment nie próbował zdominować całości przekazu.

Loga C60 to monitory niemałe. Potrafią przy źle dobranej elektronice dokuczyć nadmiarem wysokich tonów, potrafią też buczeć nie do końca kontrolowanym basem.

Ale z NAD 3020 wszystko było jak najbardziej na miejscu. Im dłużej słuchałem takiego zestawu, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie zdołam „dokopać” wzmacniaczowi.

Podłączyłem głośniki Elac C142. To naprawdę spore, solidnie wykonane i ciężkie kolumny.

Słabo grające wzmacniacze błyskawicznie pokazują na nich swoje braki. Nie chodzi mi o braki mocy, ale o niedokładności w odtworzeniu wielu szczegółów, istotnych dla niektórych płyt. Myślałem, że może tym razem uda mi się sprowokować wzmacniacz do jakiegoś błędu.

I znowu nic.

Nie widzę sensu w opisywaniu kolejnych, następujących po sobie prób z różnymi płytami, nie tylko tymi wyszczególnionymi jako pomoce testowe.

Przejdę od razu do sedna.

Konkluzja:

Zawsze i wszędzie czytałem, że NAD 3020 jest wzmacniaczem grającym niezwykle miękkim, otulającym dźwiękiem. Nie wiem, czy jest to po prostu jakaś bardzo obiegowa opinia, czy być może następcy odsłuchiwanej dzisiaj Series 20, miały taki sposób prezentacji.

Ten na pewno nie. Pluszowa miękkość, jako określenie charakteryzujące jego dźwięk, w ogóle do niego nie pasuje. Owszem, góra jest zaokrąglona i ma w sobie sporo słodyczy, ale nie odbywa się to kosztem utraty szczegółowości.

Już na samym początku, będąc nastawionym na raczej delikatne i ciepłe brzmienie, poczułem się zaskoczony. Nic nie było takie jak większość uczestników wszelkich internetowych for, zwykła o tym urządzeniu wypisywać.

Natomiast na pewno nie byłem zawiedziony tym co ostatecznie usłyszałem.

Góra jest niesamowicie dokładna, pełna najdrobniejszych szczegółów. Można usłyszeć każdy szmer, każdy pobrzęk struny. A jednocześnie, wcale nie ma tu przesady, czy próby oszołomienia słuchacza spektakularnością. Wzorcowo.

Środek, jako najważniejsze pasmo, nie wydaje się w żaden sposób eksponowany, wysunięty do przodu. Wraz z tonami wysokimi, tworzy szczegółowy, przestrzenny, wciągający melomana spektakl. Biorąc pod uwagę dokładność i naturalność wysokich tonów, średnica nie musi niczego "nadganiać", żeby poprawiać całą prezentację. Ma w sobie sporo ciepła, ale nie jest to ciepło ospałe i rozleniwiające,

Bas. Jest na swoim miejscu. Gdzie trzeba potrafi zejść bardzo nisko, nie generując jednak kluchowatego, powolnego tłuszczenia. Jest szybki i sprężysty. Można w każdym momencie rozróżnić poszczególne nuty/dźwięki. W swoim nieco wyższym zakresie, świetnie współpracuje ze średnicą, powodując, że dźwięk jest mięsisty i nasycony.

Niezwykle ciekawy wzmacniacz.

Jeszcze słów kilka o jego rzekomej nadmiernej miękkości. Moim zdaniem np. Musical Fidelity E10 lub E11 są klockami równie miękkimi brzmieniowo, a być może nawet "słodszymi".

To taka informacja dla tych, którzy słowo „miękki” dopasowują, często na siłę, do co drugiego kultowego wzmacniacza.

Jeżeli ktoś mnie zapyta, czy chciałbym to urządzenie posiadać w domowej kolekcji.

Odpowiem; po dokładnej, rzetelnej rewitalizacji... BARDZO!

 

Marek „Maro” Kulesza

    

 

 

Gratka. Tylko tak można określić okazje jakie czasem się trafiają.

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…