Musical Fidelity E1 – Test wzmacniacza

Musical Fidelity E1 – Test wzmacniacza

Musical Fidelity to brytyjska firma produkująca swoje urządzenia od lat 70-tych XX wieku.
 

Od samego początku jej targetem byli melomani o szczególnie wyczulonym słuchu, stawiający na wybitnie naturalny rodzaj dźwięku.

Seria Elektra do której należy testowany wzmacniacz pokazała się na rynku w pierwszej połowie lat 90-tych, i od razu zyskała olbrzymią popularność. Była ceniona nie tylko za wyjątkowo dobre brzmienie, ale również za poziom cenowy w jakim kolejne wzmacniacze tej serii były proponowane nabywcom.
 

E1 był wzmacniaczem podstawowym, rozpoczynającym nie tylko całą serię Elektra, ale jednocześnie najtańszym w całej dotychczasowej i późniejszej historii firmy.

Zadbano jednak o to, by wizualnie nie różnił się na pierwszy rzut oka od swoich droższych towarzyszy, czyli E10 i E11.

Wygląd

E1 to urządzenie wyglądające bardzo prosto, a jednocześnie niezwykle elegancko. Szerokość klocka jest standardowa (ok 44cm), ale za to wysokość (zaledwie ok 7 cm) w latach 90-tych początkowo budziła obawy słuchaczy, czy aby wzmacniacz jest właściwie zbudowany. Nasi czytelnicy zapewne wiedzą, że wnętrze tych wzmacniaczy było zaprojektowane wzorcowo, z całą daleko idącą dbałością o każdy szczegół oraz o jakość wszystkich komponentów.

Wracając do obudowy, to trzeba przyznać, że zawsze wyróżniała się na tle konkurencji zarówno brytyjskiej jak i azjatyckiej. Cały front panel jest wykonany z grubej stalowej blachy, na którą nałożono polerowaną na wysoki połysk, czarną akrylową taflę. Ten zabieg wywołuje wrażenie obcowania z urządzeniem ze znacznie wyższej półki jakościowo-cenowej. Jedynie gałki są wykonane z czarnego matowego plastiku, i to one właśnie są elementem odróżniającym E1 od reszty serii Elektra. Wyższe modele posiadały gałki wykonane z takiego samego błyszczącego akrylu, jak okładzina front panelu.

Czysta elegancja, ale wymagająca od użytkowników sporo uwagi, ponieważ wszystkie te powierchnie akrylowe są wyjątkowo podatne na wszelkie zarysowania.

Z przodu wzmacniacza możemy zatem dostrzec dwie niewielkie gałki. Jadna to potencjometr siły głosu, a druga to selekor źródeł. Oprócz nich widzimy dwa bardzo małych rozmiarów przełączniki. Włącznik zasilania, oraz przełącznik”monitor” ułątwiający pracę z magnetofonem.

Na tylnej ściance umieszczono zaciski dla jednej pary głośników, a także gniazda CINCH dla szeciu liniowych źródeł: Aux, CD, DAT, Tuner, Video, Tape.

Jak widać podłączenie gramofonu nie jest możliwe, ale producent przewidział możliwość współpracy z aż dwoma rodzajami magnetofonów. Wszak w tamtym okresie magnetofony kasetowe przeżywały apogeum popularności i jakości dźwięku, a ponadto na rynku już pojawiały się magnetofony cyfrowe DAT w których upatrywano przyszłość.

Z samego opisu wyglądu można wywnioskować, że firmie Musical Fidelity chodziło o wyprodukowanie wzmacniacza o jak najprostszych, niezbędnych funkcjach, a w dodatku wyglądającego nieszablonowo.

W czasie testu używałem

  • Musical Fidelity E1 (wzmacniacz)
  • Marantz CD6000  (odtwarzacz CD)
  • Sony CDP XB720 QS (odtwarzacz CD)
  • Boston Acoustics A25 (małe monitory)
  • Avance Omega 503 (średnie kolumny podłogowe)

Brzmienie

Musical Fidelity E1, to zdecydowanie brytyjska szkoła dźwięku. Nie jest to zarzut, bo ten rodzaj prezentacji muzyki zawsze był ceniony przez audiofilską brać. Oczywiście zdarzały się konstrukcje grające nazbyt spokojnym, przygaszonym, zaciemnionym dźwiękiem.

E1 należy jednak do grupy wzmacniaczy, których głównym zadaniem, głownym celem jest możliwie najwierniejsze odtworzenie brzmienia głosów, instrumentów, naturalności sceny.

I z zadania tego wywiązuje się bardzo dobrze. Doskonale słucha się na nim akustycznego Jazzu, Folku, muzyki klasycznej. Ale potrafi sobie bez większych problemów poradzić również z odtworzeniem ciężkich hard-rockowych i trash-metalowych klimatów.

Ponieważ jego sposób na naturalność polega na mocno wyeksponowanej średnicy, stosunkowo mocnym basie, oraz lekko utemperowanych sopranach, nigdy nie starających się zakłuć słuchacza w uszy, czasem zdarzają się opinie, że gra on w sposób nieco podobny do lampowców. Coś w tym faktycznie jest. E1 nie jest ani kluchowaty, ani powolny, ani zaciemniony, ale rzeczywiście jego brzmienie jest delikatnie ocieplone. Niektórzy znawcy tematu twierdzą, że ten typ dźwięku określa się mianem odrobinę „dosłodzonego”.

W niczym to nie przeszkadza. A wręcz u niektórych słuchaczy może spowodować uzależnienie. Bo tego wzmacniacza chce się słuchać przez długie godziny. Po prostu trudno jest przestać.

Konkluzja

Musical Fidelity E1, jak większość wzmacniaczy należących do brytyjskiej szkoły dźwięku, nie jest urządzeniem dla każdego. Ktoś przyzwyczajony do masowo produkowanych wzmacniaczy japońskich (tych z dolnych półek cenowych) może go nie docenić. To jeden z tych klocków, do których się z czasem dorasta. Po wielu, wielu latach słuchania, zmian sprzętu itp. Potrafi dobrze zagrać zarówno z bardzo małymi monitorami (warunkiem jest, żeby były dynamiczne i skuteczne) jak również z kolumnami podłogowymi. Nawet 4 Ohmowe Avance Omegi 503 nie stanowią dla niego wyzwania.

Jeżeli zaś chodzi o źródło w postaci odtwarzacza CD, to dobierając takowe należy dobrze się zastanowić nad gatunkiem muzycznym, którego słuchamy najczęściej.

Z CD Playerów biorących udział w dzisiejszym teście, każdy zdradzał predyspozycje do różnych rodzajów muzyki. Marantz CD6000 doskonale przedstawiał wszelką akustykę, klasykę i progresywnego rocka. Natomiast Sony CDP XB720QS będzie lepszym nabytkiem dla fanów ostrzejszego grania. Co wcale nie znaczy, że oba te odtwarzacze nie są uniwersalne. Są jak najbardziej i oba stanowią solidne jakościowo i trwałe technicznie źródło. Różnice pomiędzy nimi, jeżeli chodzi o rodzaj dźwięku, dynamikę i przestrzeń są tak niewielkie, tak trudno uchwytne, że tylko ucho wyrobionego słuchacza jest w stanie te niuanse wychwycić i je właściwie sklasyfikować.

E1 jest wzmacniaczem, który mogę polecić każdemu, kto szuka niedrogiego, doskonale zbudowanego i wyprodukowanego urządzenia. A w dodatku proponującemu niezwykle dobry i naturalny dźwięk.

 

Marek „Maro” Kulesza

Od samego początku jej targetem byli melomani o szczególnie wyczulonym słuchu, stawiający na wybitnie naturalny rodzaj dźwięku.

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…