Sprzęt Audio - Zużycie energii elektrycznej

Sprzęt Audio - Zużycie energii elektrycznej

Zużycie energii elektrycznej przez urządzenia audio, to temat który już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie.

Zapytania potencjalnych klientów naszego Sklepu Audio Vintage zazwyczaj dotyczą innych parametrów: mocy, ilości i rodzajów wejść (gniazd), rodzaju brzmienia itp.

Obawy

Ale od kilku miesięcy pojawiło się jeszcze jedno pytanie i to traktowane bardzo poważnie. Jak łatwo wykoncypować z tytułu tego artykułu, pojawiającym się coraz częściej zapytaniem nowej generacji jest chęć dowiedzenia się ile konkretne urządzenie zużyje prądu.

I trzeba przyznać, że jest to pytanie jak najbardziej zasadne.

Zawsze warto brać pod uwagę ile ostatecznie może nas kosztować przyjemność obcowania z muzyką przy użyciu tego czy innego wzmacniacza. Bo faktycznie temat dotyczy przede wszystkim wzmacniaczy, końcówek mocy i amplitunerów. Jeszcze nie zdarzyło mi się być zapytanym o to ile energii potrzebuje gramofon czy odtwarzacz CD. Z góry odpowiem, że te dwa przytoczone rodzaje urządzeń są bardzo oszczędne i nie mają wygórowanych potrzeb dotyczących ilości prądu. Można powiedzieć, że zużywają niemal tyle co nic.

Natomiast wszystko to, co napędza głośniki (kolumny podłogowe, monitory) czyli właśnie wzmacniacze, musi mieć do tej pracy odpowiednią siłę. A więc musi konsumować określone ilości energii elektrycznej. Czasem większe, czasem mniejsze.

I tu dochodzimy do sedna.

Dzisiejsze czasy nie należą do łatwych. Zbieg różnych okoliczności spowodował znaczne podwyżki nie tylko większości towarów, ale także (co nas w tym artykule interesuje najbardziej) energii elektrycznej.

Stąd rodzą się obawy wyrażane przez wielu potencjalnych klientów naszego sklepu. Z jednej strony już od pewnego czasu nosili się z zamiarem zakupu wymarzonego wzmacniacza lub amplitunera i nadal biorą to pod rozwagę, a z drugiej boją się że kolejne elektryczne urządzenie w domowym gospodarstwie to coraz wyższe rachunki za prąd. W dodatku podejrzewają, że czym sprzęt audio jest starszy, tym mniej energooszczędny.

Czy to słuszne rozumowanie?

Zdecydowanie nie.

Rzeczywistość

Średnie zużycie energii elektrycznej przez wzmacniacze produkowane przez ostatnie pięćdziesiąt lat nie zmieniło się w żaden zauważalny sposób.

Oczywiście wszystko zależy od konstrukcji danego urządzenia, jego mocy całkowitej i kilku innych parametrów, ale i tak trudno doszukać się większych różnic pomiędzy wzmacniaczem średniej klasy pochodzącym z połowy lat 70-tych, a takim który został wyprodukowany w zeszłym miesiącu.

Natomiast co warto wiedzieć na temat danych dotyczących zapotrzebowania na prąd przez konkretny wzmacniacz?

Nie wszyscy producenci podają, lub niegdyś podawali, faktyczne zapotrzebowanie na energię elektryczną swoich konstrukcji. Teoretycznie takie dane powinny być zawarte w Instrukcji Obsługi dołączonej do urządzenia i znajdować się w rozdziale Dane Techniczne. Powinny, ale nie wszyscy się do tego stosowali.

Innym miejscem w którym można było sprawdzić jaki apetyt na prąd ma nasz wzmacniacz, była tabliczka znamionowa umieszczana na jego tylnej ściance. I tutaj również niektórzy producenci umieszczali interesującą nas wartość, a inni milczeli na ten temat. Co wcale nie świadczy o złej woli, czy zamierzonym ukrywaniu takiej informacji. Po prostu nie przywiązywali do tego parametru zbyt dużej wagi o ile wiedzieli, że ich produkt jest pod tym względem zgodny z ogólną, przeciętną normą.

Przypuśćmy, że jednak znaleźliśmy stosowną informację i znamy już podane przez producenta zużycie energii.

Trzeba się obawiać tych wartości?

Nie.

Bo trzeba wiedzieć, że producenci zawsze podają maksymalną wartość zużycia prądu jaką może osiągnąć dane urządzenie.

W przypadku wzmacniaczy na których tabliczkach znamionowych widnieje złowroga wartość np. 500W istnieje jedynie cień szansy, że faktycznie tyle prądu będą pożerały. W rzeczywistości nigdy takiej nie osiągną. Oczywiście o ile korzysta się z nich w sposób w miarę normalny.

Gdyby jednak podłączyć taki wzmacniacz do bardzo mało skutecznych głośników o dynamice mniejszej niż 83dB, przy użyciu najtańszych i bardzo kiepskiej jakości przewodów głośnikowych, a w dodatku rozkręcać w nim poziom głośności niemal na maksimum to owszem, można się bardzo poważnie zbliżyć do tego deklarowanego przez twórców maksymalnego zużycia prądu.

Ale po pierwsze: kto tak słucha?

Jeżeli mieszka się w bloku lub nawet w solidnej kamienicy, to taki poziom dźwięku wywołałby wiele „nieporozumień” z sąsiadami. Nawet mieszkańcy wolno stojących domów jednorodzinnych też zapewne nie byliby w stanie wytrzymać takiego natężenia dźwięku dłużej niż przez kilka minut.

Po drugie: większość dostępnych na rynku głośników ma skuteczność „wygodną” dla wzmacniaczy, które nie muszą się zbytnio napracować, żeby już przy niskich i bardzo niskich poziomach głośności dźwięk był czytelny, miły dla ucha i dawał wiele przyjemności słuchaczowi.

Po trzecie: coraz więcej użytkowników sprzętu audio odkrywa, że również okablowanie ma duży udział w jakości dźwięku generowanego przez wzmacniacz i głośniki. De facto przewody są już traktowane jak niemal kolejny istotny, a nawet równoprawny element toru audio. Lepsze kable to nie tylko lepsze i bardziej naturalne brzmienie, ale także mniejsza praca do wykonania przez wzmacniacz. Nie są tak „tępe” i oporne jak przewody z najniższej półki cenowej.

Podsumowanie – ostateczne rozwiewanie wątpliwości

Reasumując;

jeżeli używa się wzmacniacza o maksymalnym zapotrzebowaniu na prąd sięgającym np. 500W, podłączonym do całkiem przeciętnych popularnych głośników przy użyciu w miarę przyzwoitych przewodów to można się czuć bezpiecznie.

Przy niedużych, lub nawet średnich poziomach głośności nie powodujących pękania bębenków w uszach, raczej nie należy się spodziewać że nasz sprzęt audio zrujnuje nas finansowo. Jego apetyt na energię elektryczną nie powinien przekroczyć 120 - 250 Watów.

A przecież większość wzmacniaczy ma na tabliczkach umieszczone znacznie mniejsze wartości określające maksymalne zużycie prądu. Najczęściej spotykane dane na ten temat oscylują w okolicach 200 - 380W.

Znamy wzmacniacze pochodzące z lat 70-tych, które zadowalają się jeszcze mniejszymi porcjami energii, bo nawet 180W (to nadal jest wartość maksymalna, osiągana w wyjątkowo ekstremalnych sytuacjach).

Tak więc jak widać nieprawdą jest, że starsze urządzenia są prądożerne, lub bardziej prądożerne od późniejszych konstrukcji tego typu.

Nie bójmy się ich.

Poza tym, warto się zastanowić czy słuchanie muzyki kosztuje nas rzeczywiście dużo.

Gdyby porównać rzeczywiste zużycie prądu w trakcie godzinnego korzystania z naszego sprzętu audio z innymi elektrycznymi urządzeniami jakie posiadamy w domach, to może się okazać że klasyczny wzmacniacz stereofoniczny wcale nie jest „potworem” zdolnym wydrenować nasze kieszenie.

Energooszczędny odkurzacz nowej generacji zużywa ok 400W w ciągu godziny. Suszarka do włosów zapewne około 1000-1200W, żelazko podobnie. Jeżeli do tych wartości dodamy ilość prądu „zjadaną” codziennie przez telewizory, lodówki, komputery, pralki, piekarniki elektryczne i płyty indukcyjne to okaże się że przyjemność obcowania z muzyką przez godzinę lub dwie, a nawet trzy godziny dzień po dniu, będzie miało koszt praktycznie symboliczny. Nawet go nie zauważymy. Pomimo drakońskich cen energii...

Dlatego nie bójmy się słuchać muzyki bo to nas nie zrujnuje.

Nie bójmy się spełniać marzeń o zakupie wypatrzonego wzmacniacza lub amplitunera.

Biorąc pod uwagę szybki wzrost cen sprzętu audio, w tym także (a może nawet przede wszystkim) urządzeń starszych, to może się okazać że dzisiaj nabyty sprzęt już za rok, lub najdalej za dwa lata, będzie można odsprzedać z całkiem miłym zyskiem. Pod warunkiem, że będzie w dobrym stanie technicznym i wizualnym. Dlatego warto rozglądać się za egzemplarzami dobrze zachowanymi i po remontach, rewitalizacjach itp. unikając tak zwanych „wyjątkowych okazji”.

Na koniec pozostaje mi doradzić wyłączanie urządzeń audio kiedy nie są potrzebne. Kiedy nie zamierzamy ich słuchać lub robimy sobie w naszej sesji odsłuchowej przerwę dłuższą niż godzinną.

Spora część sprzętu audio (ta którą można włączać i wyłączać przy użyciu pilota) jest wyposażona w funkcję oczekiwania „Stand by”. Te urządzenia w trakcie pozornego uśpienia zawsze pobierają z naszych gniazdek jakieś minimalne ilości prądu. Żeby uniknąć nawet tego symbolicznego poboru warto wpinać je wszystkie w listwę zasilającą zaopatrzoną w wyłącznik. Kiedy sprzęt nie jest używany można wyłączyć całą listwę i być całkowicie spokojnym o zerowe zużycie energii elektrycznej.

 

 

Tekst: Marek „Maro” Kulesza

Ilustracja: Yevheniia Kalachova

 

 

Zużycie energii elektrycznej przez urządzenia audio, to temat który już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie.

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…