Wzmacniacz lampowy "No name" - Test wzmacniacza

Wzmacniacz lampowy "No name" - Test wzmacniacza

To był bardzo nietypowy test.

Nietypowy dlatego, że nie potrafimy jednoznacznie określić pochodzenia tego wzmacniacza.

Nie umieszczono na nim żadnego logo. Również w środku nie udało się znaleźć czegokolwiek, co zdradzałoby producenta. Z całą pewnością jest to produkt chiński, ale należący do średniej-wyższej klasy jakościowej.

Wzmacniacz należy do klientki, która kupiła go dekadę temu z drugiej ręki. Przez dziesięć lat słuchała go z umiarkowaną częstotliwością. W końcu urządzenie odmówiło posłuszeństwa i zostało przekazane naszemu serwisowi w celu naprawy.

Okazało się, że już wcześniej, jeszcze zanim klientka weszła w jego posiadanie, ktoś musiał dokonywać w nim jakichś napraw. Niestety to co nasi technicy odkryli w środku obudowy, było jednym wielkim bałaganem i z pewnością nie był on dziełem firmy, która wyprodukowała wzmacniacz. Najwyraźniej była to radosna twórczość jakiegoś elektronika, który dokonywał wcześniejszej naprawy. Swoisty rodzaj improwizacji. A improwizacje jak wiemy są nieodzowne w jazzie, lub na koncertach rockowych, ale w przypadku napraw urządzeń elektronicznych powinny być wręcz zabronione.

Mimo tych utrudnień udało się jednak dojść do ładu z całą wewnętrzną architekturą elektroniki. Wszystko na nowo poukładać i sprawdzić. Konieczna była wymiana wielu części, które już dożywały kresu, prawdopodobnie z powodu tej chaotycznej naprawy sprzed lat.

Wymieniono także wszystkie lampy.

Po kilkunastu dniach wnikliwych odsłuchów prowadzonych przez specjalistę od takich klocków, i kilkukrotnych zamianach lamp, uznano że wzmacniacz jest gotowy do ostatecznych odsłuchów w moim Dziale.

Wygląd

To wzmacniacz w pełni lampowy, chociaż z wyglądu i gabarytów można by podejrzewać, że jest konstrukcją hybrydową, czyli lampowo-tranzystorową.

Jak na „lampowca” rzeczywiście jest bardzo mały. Szerokość frontu to zaledwie 15,5cm. Wysokość całkowita 15,5cm. Głębokość 32,5cm.

Front panel wykonany z dosyć grubego, szczotkowanego metalu w kolorze srebrnym, zdobi jedynie potencjometr siły głosu. Nic poza tym. Można powiedzieć, że to niemal spartańska prostota.

W górnej części obudowy króluje spora, czarna „przybudówka” w której skrywa się zasilacz, oraz sześć sztuk lamp. Cztery sztuki większe i dwie sztuki mniejsze.

Na tylnej ściance mieszczą się: gniazdo przewodu zasilającego, włącznik sieciowy, gniazda do podłączenia tylko jednego źródła, oraz zaciski głośnikowe. Te ostatnie przewidują podłączanie głośników o impedancji 4 lub 8 Ohm. Rozwiązano to w taki sposób, że producent wyposażył wzmacniacz w trzy zaciski dla każdego kanału. Czyli mamy po jednym „minusie” i po dwa „plusy” na kanał. Są one dokładnie oznaczone i dzięki temu możemy z nich korzystać na dwa sposoby w zależności od impedancji posiadanych głośników. Odpowiednie wybranie zacisków pozwala na lepsze wykorzystanie możliwości wzmacniacza, a jednocześnie na jego mniejsze zużycie.

W czasie testów użyto:

Wzmacniacz lampowy „No name”

Kenwood DP-3080 (odtwarzacz CD)

Marantz CD67mkII Oryginal SE (odtwarzacz CD)

Ortofon Concorde2 (małe monitory)

Cerwin-Vega Cabinet (średnie monitory)

Audio Physic Avanti (duże kolumny podłogowe)

Tannoy Sensys DC2 (duże kolumny podłogowe)

Brzmienie

Przy urządzeniach o normalnych, „dorosłych” gabarytach, ten wzmacniaczyk sprawia wrażenie zabawki, ale z pewnością nią nie jest. Staje się to jasne już w chwilę po uruchomieniu. Ponieważ nie ma na pokładzie wielkich lamp, nie potrzebuje zwyczajowych 15-20 minut na wstępne rozgrzanie.

Oczywiście nie należy słuchać na nim muzyki bezpośrednio po włączeniu, ale w zupełności wystarczą dwie minuty, żeby osiągnął choćby minimalną sprawność. Po 10 minutach grania wszystko jest rozgrzane na tyle, że można wczuć się w odsłuchiwany materiał muzyczny.

Słuchaliśmy wielu płyt z materiałem który byłby jak najbardziej zróżnicowany. Od jazzu, poprzez soft rock, po naprawdę ciężkie i mięsiste klimaty.

Szybko przekonaliśmy się, że najlepiej i najdokładniej brzmią na nim: akustyczny jazz i muzyka klasyczna. W obu przypadkach chodzi raczej o małe, kameralne składy. Przy większych składach ten wzmacniacz również się nie gubi, ale uważam, że jednak jest mistrzem mniejszych form.

W zależności od użytych głośników prezentacja sceny potrafiła być zaskakująco inna. Na dużych kolumnach podłogowych, dźwięk był dosyć poważny i nieco spowolniony. Ale na pewno nie brakowało mu naturalności i dynamiki.

Na Audio Physicach słychać było znacznie więcej drobnych szczegółów w górnym zakresie, natomiast bas był lepiej kontrolowany. Nie schodził szczególnie nisko, ale nie można powiedzieć, żeby go brakowało.

Na Tannoyach góra była bardziej stonowana, za to bas głębszy i z pewnością bardziej poluzowany.

Co lepsze? Rzecz gustu, ale jestem pewien, że znajdzie się wielu zwolenników obu filozofii dźwięku.

Natomiast na monitorach średnich,a szczególnie małych, ten wzmacniacz pokazał do czego tak naprawdę go stworzono.

Z Cerwin-Vegami zagrał dynamiczniej i przejrzyściej niż z wielkimi podłogówkami.

Góry było sporo, ale nie raziła uszu nadmiernymi strzałami sopranów. Średnica czytelna i poukładana. Bas, o dziwo, lepszy i mocniejszy niż w Tannoy Sensys.

Natomiast nie będę ukrywał, że największe wrażenie zrobiło na nas połączenie tego wzmacniacza z małymi monitorkami Ortofona. Tak samo „nieśmiałe” gabarytowo jak i wzmacniacz, a jednak drzemie w nich ogromny potencjał. Ta para wykazała się największą przestrzenią i stereofonią spośród wszystkich odsłuchiwanych urządzeń. Mimo to, taki efekt nie był uzyskany przez nadmierne wybudowanie góry, ale raczej poprzez niesamowicie poseparowaną średnicę, a konkretnie jej wyższe partie.

Bas, choć może się wydawać skromny, to jednak jest go dokładnie tyle ile powinno. Nie tłuści, nie stara się udawać czegoś czym nie jest. Czysto, dokładnie i sprężyście.

Ponieważ klientka poszukiwała głośników, które najlepiej oddałyby klimat muzyki której najczęściej słucha, a naszym zdaniem takie gatunki najlepiej brzmiały na Ortofonach, postanowiliśmy jej zaproponować właśnie te „bohaterskie” maluchy.

Moja ocena

Doskonały wzmacniacz do słuchania dobrze zrealizowanej i dobrze zagranej muzyki akustycznej.

Jeżeli zapewnić mu dobre źródło w postaci przyzwoitego odtwarzacza CD i bardzo dobre głośniki, wówczas odwdzięczy się jakością dźwięku, która z pewnością zaskoczy wielu, nawet mocno zmanierowanych audiofili. Zdecydowanie jest to urządzenie dla słuchaczy o wyrafinowanym guście i wysokim stopniu osłuchania.

Czy chciałbym go mieć?

Bezapelacyjnie tak. Ale w moim przypadku byłby to raczej wzmacniacz pomocniczy, ponieważ lubię czasem, a nawet nader często posłuchać ostrego, zdrowego „łojenia”. A akurat Metallica i pochodne, nie są ulubionymi gatunkami tego wzmacniacza.


Marek „Maro” Kulesza

 

Nie umieszczono na nim żadnego logo. Również w środku nie udało się znaleźć czegokolwiek, co zdradzałoby producenta. Z całą pewnością jest to produkt chiński, ale należący do średniej-wyższej klasy jakościowej.

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…