Musical Fidelity E60 - Test odtwarzacza CD

Musical Fidelity E60 - Test odtwarzacza CD

Wspominałem już, że lubię firmę Musical Fidelity, a konkretnie jej budżetowe urządzenia z lat 90-tych?

Oczywiście, że wspominałem i to kilka razy. Do tego stopnia lubię MF, że posiadam w domu dwa wzmacniacze E1 i E11, należące do cenionej i niedrogiej serii Elektra, do której należy także testowany dzisiaj odtwarzacz E 60.

Jest to odtwarzacz, który w swoim czasie był traktowany jako główny konkurent Marantza CD63 OSE i Sony CDP XB 920QS.

O ile wymienieni konkurenci używali swoich własnych podzespołów, zarówno jeśli chodzi o lasery jak i przetworniki, to Musical Fidelity zastosowało laser pochodzący od Sanyo, a przetwornik od Yamahy. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ MF było w tamtym okresie, i właściwie nadal tak jest, czymś w rodzaju dużej manufaktury. Nie było więc sensu, żeby poświęcać czas i olbrzymie pieniądze na projektowanie, badania i produkcję własnych tak zaawansowanych podzespołów.

Natomiast całą pozostałą część podzespołów wykonywały dla Musical Fidelity firmy wyspecjalizowane w produkcji części elektronicznych najwyższej klasy. Każda partia kondensatorów, rezystorów itp. była dokładnie sprawdzana przed zamontowaniem ich w danym urządzeniu. Dzięki temu klocki MF cieszą się uznaniem audiofili nie tylko za jakość dźwięku, ale także za wysoki poziom bezawaryjności i trwałości.

W trakcie dzisiejszego odsłuchu przekonamy się jaki efekt przyniosły takie rozwiązania.

Wygląd

MF E60 wygląda jak cała seria Elektra. Szerokość klasyczna dla normalnego „dorosłego” audio, ale mała wysokość, czynią z tego urządzenia niepozorny, dość płaski lecz niezwykle elegancki klocek.

Na front panelu umieszczono po lewej stronie szufladę/tackę na płyty. W części centralnej króluje sporych rozmiarów czytelny wyświetlacz przypominający te, znane z odtwarzaczy Sony. Po prawej stronie figurują przyciski bezpośredniego wyboru utworów w ilości 12 szt. Pod szufladą znalazł się włącznik sieciowy, a pod wyświetlaczem 7 przycisków służących do obsługi najważniejszych funkcji.

Zarówno cała powierzchnia front panelu, jak i wszystkie przyciski oraz przód szuflady, wykończone są czarnym błyszczącym akrylem.

Na tylnej ściance panuje prostota. Gniazdo do podłączenia przewodu zasilającego, gniazdo RCA (CINCH) i tyle.


Warto zwrócić uwagę na jeden istotny aspekt. Wykończenie całego przodu czarnym, błyszczącym akrylem jest posunięciem nadającym odtwarzaczowi (wszystkim urządzeniom serii Elektra) wyjątkowej elegancji, ale wymaga od użytkowników nieco troski. W miejscach, które są często dotykane, pozostają dosyć wyraźne ślady palców. W związku z tym co jakiś czas trzeba lekko czyścić cały front panel.

Absolutnie nie wolno tego robić przy użyciu ręczników papierowych, ponieważ potrafią one pozostawić nieusuwalne rysy. Najbezpieczniejszym sposobem jest użycie bardzo delikatnej ściereczki z mikrofibry i odrobimy płynu do mycia szyb. Nie może on jednak zawierać amoniaku, bo wtedy niechcący zmatowimy sobie akrylową powierzchnię, co będzie zjawiskiem nieodwracalnym.

Nie polecam również obsługi przycisków przez panie dysponujące wyjątkowo długimi paznokciami. Akryl jest na tyle nieodporny na niewielki nawet dotyk tego typu, że również mogą powstać nieusuwalne rysy.

Jeżeli użytkownik poważnie podejdzie do takiego minimum zadbania, będzie przez długie lata cieszył się nieskazitelnym wyglądem urządzenia.

W trakcie testu użyto

Musical Fidelity E60 (odtwarzacz CD)

Marantz PM 68 (wzmacniacz)

JVC R-1XL ( amplituner )

Ortofon Concorde2 (małe monitory)

Cerwin-Vega Cabinet (średnie monitory)

Audio Physic Avanti (duże kolumny podłogowe)

Brzmienie

Od początku stało się jasne dlaczego E60 był często porównywany do Marantza CD63 OSE i Sony 920QS.

Bardzo podobna szczegółowość we wszystkich zakresach. To co dociera do uszu słuchacza jest odpowiednio poukładane, ładnie separowane i niemęczące.

Wysokie tony pozwalają na śledzenie wszystkich nawet najmniejszych i najcichszych niuansów. Dosłownie słychać każdy szmer, a jednocześnie nie ma się wrażenia, że góry jest zbyt dużo.

Średnica to oczywiście pasmo w którym dzieje się najwięcej. Głosy ludzkie, saksofony czy fortepian są niezwykle namacalne i naturalne. Wydają się grać nieco bliżej słuchacza niż w większości odtwarzaczy z tej klasy cenowej.

Tony najniższe natomiast są pełnym zaskoczeniem. Dawno już nie słyszałem tak dokładnego i punktowego basu, który potrafiłby momentami zejść aż tak nisko bez jednoczesnego, drażniącego buczenia i rozpłynięcia. Nieważny czy słuchałem kontrabasu, ostrego Trashu, czy płyty Kraftwerk, zawsze mogłem śledzić każdy dźwięk.

Moja ocena

Postaram się ująć moje spostrzeżenia w sposób w miarę zrozumiały, chociaż w tym przypadku nie będzie to wcale takie łatwe.

Musical Fidelity E 60 gra bardzo ciekawie. Jego brzmienie jest naturalne, niezwykle szczegółowe, a jednocześnie bardzo dynamiczne. To nie są cechy, które często chodzą parami, a tym bardziej trójkami. Muszę szczerze przyznać, że było to dla mnie spore zaskoczenie. Tym bardziej, że ta wyrazistość każdego dźwięku, fenomenalna separacja i bardzo przyzwoita przestrzeń połączona z dużą dawka dynamiki, były jednocześnie bardzo muzykalne i miłe dla ucha.

Gdyby próbować dokładnie porównywać poszczególne aspekty brzmienia tego odtwarzacza do jego głównych konkurentów, to należałoby to ująć w następujący sposób.

Jeżeli chodzi o tony wysokie, to są one odtwarzane nieco spokojniej niż w Sony 920QS a jednocześnie śmielej niż w Marantzu CD63 OSE. Średnica bardziej podobna do marantzowskiej, choć wydaje się lepiej poukładana. Basy zdecydowanie najlepsze w tym towarzystwie. W tym sensie, że potrafią schodzić równie nisko, a czasem chyba nawet nieco niżej, ale z niezwykle rygorystyczną kontrolą i punktowością.

Dynamika raczej bliżej Sony niż Marantza.

Czy chciałbym go mieć?

Jasne, że tak. Chociaż być może byłoby to małym szaleństwem. Wszak posiadam Sony 920QS, który w pełni zaspokaja moje potrzeby, a jeżeli mam ochotę przełączam się na Marantza CD6000, któremu co prawda nieco brakuje do legendarnego CD63 OSE, ale ogólnie rzecz biorąc prezentuje podobną filozofię dźwięku.

Natomiast każdemu, kto szuka fajnego i uniwersalnego odtwarzacza za stosunkowo niewielkie pieniądze, mogę go polecić z czystym sumieniem.

 

Marek „Maro” Kulesza

Wspominałem już, że lubię firmę Musical Fidelity, a konkretnie jej budżetowe urządzenia z lat 90-tych?

Kontakt

tel. 797 936 220
mail: audio@iviter.pl
Pl. Konstytucji 5, Neon Instrumenty Muzyczne Warszawa

Serwis:  tel. 22 113 40 88  mail: serwis@iviter.pl

godziny otwarcia : 10.00 - 19.00

“Their Satanic Majesties Request” to bodaj najbardziej niedoceniany album w historii Rolling Stonesów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas pomijano go przy okazji wznowień i remasteringów dyskografii tej grupy. I…

Nadal jesteśmy w pamiętnym 1967 roku, który obfitował w niemal niezliczoną ilość doskonałych, interesujących płyt. Większość z nich została niesłusznie zapomniana, ale wydano wówczas również takie, które do dzisiaj…

Jimi Hendrix, człowiek z olbrzymim doświadczeniem studyjnym i scenicznym, ale jako sideman, lub muzyk kontraktowy, postanowił założyć własny zespół. Zespół z którym będzie grał taką muzykę jaką zechce.

Supergrupa CREAM powstała w 1966 roku i składała się z cenionych i niezwykle sprawnych instrumentalistów. Gitarzysta Eric Clapton był wówczas nazywany Bogiem. Perkusista Ginger Baker wytyczał nowe szlaki i metody gry…