Kolejny test głośników na naszej stronie.
Tym razem wsiądziemy na jeszcze wyższego konia niż ostatnio.
Castle to brytyjska firma, która od wielu dziesięcioleci specjalizuje się w produkcji kolumn podłogowych i monitorów. Jedna z najbardziej cenionych w tej branży. Ich konstrukcje od samego początku cieszyły się dużą popularnością na wyspach brytyjskich, z czasem zdobywając także uznanie klientów w innych krajach.
Filozofia brzmienia obrana przez Castle dokładnie wpisuje się w to, co na ogół kojarzy się z typową Brytyjską Szkołą Dźwięku. Wiele osób uważa, że charakter wszystkich głośników tej firmy bardzo przypomina dźwięk znany z innej legendarnej brytyjskiej marki, a mianowicie Harbeth.
Zanim jednak przystąpię do opisu moich wrażeń odsłuchowych, muszę wyjaśnić czytelnikom kilka spraw związanych z tymi konkretnymi egzemplarzami, których będziemy dzisiaj słuchać.
Trafiły do nas jakiś czas temu. Ponieważ ich obudowy były dosyć mocno podniszczone (odchodzący fornir) a membrany miały zawieszenia w opłakanym stanie, nie do końca mieliśmy na nie pomysł. Dosyć długo czekały na swoją szansę pełnego powrotu do życia. Ogrom potrzebnych czynności trochę nas przerażał.
Kilka miesięcy temu jednak podjęliśmy wyzwanie.
Ale naszym pomysłem było, żeby nie była to typowa „muzealna” renowacja.
To miało być coś zupełnie innego. Nowego.
Zrezygnowaliśmy ze stosowania maskownic, a więc otwory do ich mocowania nie były już potrzebne. Skrzynki zostały całkowicie „obrane” ze starych powłok forniru, zeszlifowane i pokryte całkowicie nowym fornirem. Membrany dostały nowe zawieszenia, pochodzące z fabryki Castla. Zwrotnice zostały zregenerowane i na nowo nastrojone. Ale nie według przyrządów pomiarowych, lecz dosłownie na ucho. I to na ucho niezwykle czułe i dokładne. Należące do cenionego akustyka i inżyniera dźwięku o wielkim dorobku.
Tak wiele detali zostało zmienionych i poprawionych, że postanowiliśmy nadać im status „Special Edition”.
Te monitory są tak bardzo Special, że z całą pewnością są jedynymi takimi egzemplarzami na świecie.
Po tych wszystkich zabiegach, które nie ukrywam, kosztowały małą fortunę, wróciły do nas.
Zobaczmy, czy ich dźwięk okaże się klasycznie brytyjski.
Wygląd
Castle Avon to monitory średniego rozmiaru.
Pokryte ładnym brązowym fornirem.
Konstrukcja jest dwudrożna. Głośnik wysokotonowy okryty jest drobną siatką zabezpieczającą go od ewentualnych uszkodzeń. Membrana nisko-średniotonowa, a dokładnie jej metalowy pierścień, został gustownie zakryty robionym na zamówienie większym pierścieniem wykonanym z drewna. Poniżej widnieje niewielki otwór Bass-reflex.
Wizualnie Avony robią bardzo dobre wrażenie. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie są to tanie, byle jakie głośniczki. Można śmiało stwierdzić, że ich aktualny design jest bardzo audiofilski.
Na tylnej ściance umieszczono jedynie gniazda, które akceptują wyłącznie przewody głośnikowe zaopatrzone we wtyki typu „banan”.
Takie były w oryginale i akurat tego szczegółu postanowiliśmy nie zmieniać.
W trakcie testu użyto
Castle Avon Special Edition (monitory)
Pioneer A616 mark II (wzmacniacz)
Harman Kardon PM655 Vxi (wzmacniacz)
Marantz PM 40 (wzmacniacz)
Self Made Tube Amp (wzmacniacz lampowy)
Pioneer PD 7700 (odtwarzacz CD)
Sony CDP-XB 740 QS (odtwarzacz CD)
JVC XL-Z555 (odtwarzacz CD)
Brzmienie
Słuchałem tych głośników jeszcze przed rewitalizacją. Cicho i bardzo ostrożnie, bo zawieszenie membran średnio-niskotonowych było w kiepskim stanie. Co by nie mówić grały tak, jak spodziewałem się po głośnikach tej firmy. Ponieważ czasem do współpracującego z nami serwisu trafiają różne modele tej marki i po naprawach zawsze słucham ich uważnie, żeby ocenić skuteczność dokonanych napraw, mam już pewne wyobrażenie o firmowym dźwięku Castle. Przed remontem monitory Avon, zagrały tak jak wszystkie inne głośniki tej firmy, których słuchałem wcześniej. Klasycznie, po brytyjsku.
Pytanie, czy po rewitalizacji coś się zmieniło?
Owszem.
Natomiast nie jest to różnica zmieniająca ich charakter brzmienia. Nadal jest brytyjskie w każdym calu. Ale stało się znacznie dokładniejsze. W tym aspekcie to niemal niebo i ziemia w porównaniu z moimi poprzednimi wrażeniami.
Wysokie tony, mimo że wcześniej należały do wyjątkowo wygładzonych, niemal welwetowych, teraz stały się po prostu niesamowicie czyste. Tak czyste i wolne od zniekształceń jak tylko to możliwe. Wcale nie zostały wyciągnięte w górę, żeby stworzyć sztuczne wrażenie lepszej stereofonii, czy przestrzeni. Ich ogólna głośność jest taka sama jak wcześniej, tyle że stały się nieco wyraźniejsze i lepiej separowane. Poprzednio wydawało się, że w niektórych nagraniach ich brakowało. To tylko pozorne wrażenie, bo po prostu były za bardzo zmasowane, przez co wydawało się że bardzo brakuje im niezbędnego blasku i swobody wybrzmiewania.
Teraz są czytelne, szczegółowe i niezwykle naturalne, lecz nadal gładkie i aksamitne
Tony średnie to zawsze było pasmo najważniejsze w konstrukcjach z Wysp Brytyjskich.
Większość monitorów i kolumn podłogowych projektowanych w tamtejszych firmach, koncentruje się na tym, żeby średnica była dokładna, dobrze poseparowana i wiernie oddająca brzmienie instrumentów akustycznych.
Przed remontem w Avonach było to zrealizowane bardzo dobrze. Po remoncie zmiany nie były aż tak spektakularne jak w przypadku sopranów, ale tutaj również zwiększyła się czytelność i przejrzystość całego pasma. Nawet najbardziej gęste aranżacje, z użyciem kilkudziesięciu instrumentów brzmią w taki sposób, że stosunkowo łatwo jest wsłuchać się w każdy poszczególny instrument. Nie występuje zjawisko zlewania się wielu dźwięków w jedną mało czytelną całość.
Bas to pasmo w którym zmieniło się niewiele. Od początku był dobrze kontrolowany i nawet jak na rozmiar obudów dosyć niski. Taki pozostał. Potrafi zejść niżej niż można by się spodziewać po tak niewielkich monitorach. Bywa, że przy sztucznie wygenerowanych najniższych tonach trochę się rozleje, ale i tak nigdy nie ma to większego wpływu na przyjemność ze słuchania.
Na ogół jednak jest w miarę szybki i rygorystycznie kontrolowany.
Moja ocena
Testowane Castle Avon Special Edition, nie są monitorami, które można sobie kupić ot tak sobie.
Są jedynymi egzemplarzami na świecie.
Co być może będzie stanowiło dodatkowy smaczek dla kolekcjonerów o wyrobionym guście muzycznym. A właściwie guście akustycznym. Bo chociaż wyglądają elegancko i nader poważnie, to nie wygląd jest tu najważniejszy.
Dźwięk. To priorytet w takich konstrukcjach.
A ten był świetny już w wersji czysto fabrycznej.
Po wyremontowaniu obudów, membran, a przede wszystkim po ponownym nastrojeniu zwrotnic, zyskały zupełnie nową jakość brzmienia. Ale nie inną. Po prostu udało się poprawić fabrykę i stworzyć dokładniejsze, czytelniejsze, jeszcze bardziej naturalne spektrum. Z pewnością nikt nie będzie w stanie zarzucić nam, że oprócz zmian kosmetycznych zmieliliśmy także ich dźwięk.
Nic z tych rzeczy. Bardzo dbaliśmy o to, żeby nawet przypadkiem nie doprowadzić do takiej sytuacji. Eksperyment udał się nadspodziewanie dobrze.
Rewitalizacją tych monitorów sami sobie ustawiliśmy poprzeczkę na tyle wysoko, że w przyszłości być może nie będzie łatwo jej przeskoczyć, lub choćby do niej doskoczyć.
Czy chciałbym je mieć?
Myślę, że z moim wzmacniaczem Musical Fidelity E11 mogłyby zagrać nie tyle lepiej co w trakcie testów, ale być może trochę ciekawiej.
Brzmi kusząco.
Marek „Maro” Kulesza
Castle to brytyjska firma, która od wielu dziesięcioleci specjalizuje się w produkcji kolumn podłogowych i monitorów. Jedna z najbardziej cenionych w tej branży. Ich konstrukcje od samego początku cieszyły się dużą popularnością na wyspach brytyjskich, z czasem zdobywając także uznanie klientów w innych krajach.